Jachtostop – w portowej pralni

Categories Blog, Jachtostop

Jachtostop z Fuerteventury jeszcze mnie nie interesuje, bo w Las Palmas na Gran Canarii umówiłam się ze swoją przyjaciółką Skórką. Doleciała do mnie z Polski i spędzamy razem kilka dni. W tak zwanym międzyczasie zaczynam poszukiwania „na poważnie”, nastawiając się, że mam czas do połowy grudnia na znalezienie wymarzonej łódki.

Dzień pierwszy

W czwartek nieśmiało udaję się do portu w Las Palmas. Obchodzę port, szukam jachtostopowiczów i ich ogłoszeń. Znów czuję się niepewnie wśród kilkuset jachtów i żeglarzy. Szybko dowiaduję się, że miejscem spotkań jachtostopowiczów i kapitanów łódek jest Sailor’s Bar. Bar… myślę sobie, super. Ale atmosfera w barze wcale nie przypomina tej, którą znam z polskich żeglarskich knajp. Knajp, do których wchodzę śpiewnym krokiem, po godzinie zdobywam gitarę, a po dwóch tańcuję na beczkach 🙂

Od łódek, zacumowanych w porcie, na których mogłabym przepłynąć Atlantyk oddzielają mnie bramki. Pierwszego dnia lśniące jachty i żeglarze w białych polówkach, onieśmielają mnie.

W barze jest drętwo

Jest drętwo, ludzie przesiadują tu w świeżutkich białych polówkach Helly Hansen (marka, produkujaca ciuchy dla żeglarzy), a barmanki sprawiają wrażenie obrażonych, że muszą kogokolwiek tu obsługiwać. Początkowo myślę, że reagują tak na jachtostopowiczów, bo oto  przyszła kolejna wywiesić swój plakat i będzie przesiadywać godzinami przy jednej kawie i korzystać z darmowego wifi. Ale gdy później rozmawiam z innymi żeglarzami, właścicielami łódek, zarówno kobietami i mężczyznami, okazuje się, że to nie tylko moje przemyślenia. Kelnerki są niemiłe, a klimat w barze nadęty. Na szczęście nie muszę tu wcale długo przesiadywać.

Barmanki z Sailor’s Bar są jak salamandry plamiste, jajożyworodne płazy, które uprzykrzają życie jachtostopowiczom.

Wracając do pierwszego dnia. Wywieszam swoje ogłoszenie w barze, na witrynie sklepu obok i w pralni. Zagaduje do mnie Nicolas, Belg, który razem ze swoją dziewczyną Elizabeth, również szukają łódki. Pociesza mnie, że pierwszego dnia każdy czuje się tu zagubiony, ale prędzej czy później, każdy swoją łódkę znajduje. Od Belga dowiaduję się też, że podczas przygotowań do regat ARC (Atlantic Rally for Cruisers) w porcie kursuje wahadłowy bus dowożący ludzi z jednego końca portu na drugi. Można jako wolontariusz zostać kierowcą tego busa i dzięki temu poznawać kapitanów łódek. Jeszcze tego samego dnia zapisuję się więc na listę rezerwową kierowców. Spisuję też numery telefonów z plakatów polskich jachtostopowiczów i odpuszczam sobie port.

W knajpie, w pralni i na witrynach sklepowych w porcie można znaleźć ogłoszenia jachtostopowiczów. Wydrukowane, odręczne, żeglarzy z doświadczeniem i takich, których stopa jeszcze nigdy nie stanęła na łodzi.

Dzień drugi

Rano umawiam się na kawę z Bartkiem, który szuka jachtu już od dwóch tygodni. Ale nie udało mi się spotkać z Michałem, który odpisał tylko, że właśnie wypłynął i życzy mi powodzenia. Dzięki Bartkowi mam dwustronną taśmę i poznaję najlepsze miejscówki do rozwieszania ogłoszeń. Dzięki Michałowi zyskuję najlepszą przestrzeń w tych witrynach, tzn. zdejmuję jego ogłoszenia i zawieszam w to miejsce swoje 🙂

Idealnie byłoby popłynąć z Anną, ale akurat w remoncie. Poza tym załoga miała na sobie futrzane furażerki, więc prawdopodobnie płyną w innym kierunku.

Dlaczego jachtu najlepiej szukać w pralni?

W witrynie sklepu obok, miła pani Hiszpanka pozwala mi wywiesić swoje ogłoszenie na drzwiach i śmiejemy się, że skoro zajmuję miejsce chłopaka, który swoją łódkę znalazł to na pewno przyniesie mi to szczęście. Ważnym punktem jest pralnia, w której postanawiam poprawić położenie swojego plakatu i przywiesić go porządnie dwustronną taśmą. Przy okazji nagrywam pamiątkowy filmik. I ta pralnia jest ważna o tyle, że podczas całej akcji przygląda mi się załogant, z którym za kilka dni wypływam na rejs. Wówczas jeszcze tego nie wiem.

Na jachty zacumowane na kotwicy poza portem, najczęściej dopływa się dinghy. Czasami można zabrać kogoś na dinghystopa.

Sailor’s Bar

Rozmawiam z kilkoma żeglarzami, rozdaję z cztery wizytówki i zmykam na stare miasto spotkać się ze Skórką. Ładnie, słonecznie, obiad, kawka i jak zawsze wyłączony głos w telefonie. Gdy do niego zaglądam znajduję wiadomość od Jonathana, kapitana łódki, na której mam płynąć. Jeszcze tego samego dnia umawiamy się w tym okropnym barze w porcie (Sailor’s Bar) na rozmowę. Czyli, właściwie rozmowę kwalifikacyjną. Sprawdzam numer, francuski, na miejscu dowiaduję się jeszcze, że mam płynąć sama z męską załogą. I myślę sobie, że to dwie ostatnie rzeczy, których bym chciała: francuska łódka (ile to ja się nasłuchałam o francuskich łódkach) i dwuosobowa męska załoga.

Część osób poszukujących jachtu, nocuje na pobliskiej plaży. Podobno kiedyś było tu całe namiotowe miasteczko, ostatnio plażę co raz częściej kontroluje policja. Policja, która jedynie delikatnie sugeruje zwinięcie namiotu.

Wizyta na jachcie

Dwa dni później odbywa się kurtuazyjna wizyta na jachcie Espalmador. Aperitivo i oględziny łódki w jednym. Inwestuje całe 9 euro w melona, arbuza i winogrona. I spędzamy całe popołudnie na łodzi. Sprawdzam dokładnie każdy zakamarek, stół nawigacyjny, czystość silnika, apteczkę. Ze zdziwieniem odkrywam na pokładzie… pralkę. Sama chyba też przechodzę test na załoganta, bo czuję się obserwowana gdy zmywam naczynia (myjemy w słonej wodzie, dopiero później w niewielkiej ilości słodkiej) i czy potrafię spłukiwać wodę w toalecie na jachcie (najpierw wypompowujemy zawartość na zewnątrz, później wpompowujemy czystą wodę i powtarzamy czynność). 😉

Espalmador, 12-metrowy jacht, którym zamierzam przepłynąć Atlantyk.
Kapitan to trochę taki Piotruś Pan i Adam Słodowy w jednym. Na zdjęciu jego własnej produkcji submarine dron (?). W środku chyba karburator prosto z powieści „Fabryka Absolutu” Karela Čapka.
Podczas procesu parzenia kawy używa pompki do roweru, żeby wytworzyć odpowiednie ciśnienie. Czad 🙂

Skórka cieszy się, że ma wakacje all inclusive, a ja, że potwierdza moje dobre odczucia wobec mojej przyszłej załogi. Nie jest łatwo zdecydować się na kilkutygodniowy rejs jedynie z męską załogą. Wierzę jednak, że na świecie więcej jest dobrych ludzi niż złych i z tą myślą decyduję się płynąć z nimi. Biorę oczywiście fotokopie paszportów i szczegółowe dane łodzi. Przezorność nie zaszkodzi. Kilka dni później, gdy odwiedzam inne łódki i poznaje coraz więcej żeglarzy, przekonuję się, że Jonathan jest już tu znany i pomaga w sprawach elektrotechniki na innych jachtach. Tym sposobem jego postać uwiarygadnia się.

Załoga Espalmador. Od prawej: Chris, kapitan Jonathan, ja i tymczasowo Skórka podczas pierwszej kurtuazyjnej wizyty na jachcie.

Wypływamy 6 grudnia?

Oczywiście nie od razu decydujemy się płynąć razem, dajemy sobie czas na przemyślenia i rozmowy z innymi załogami. Ale ja i tak od pierwszego dnia wiem, że to właśnie z nimi popłynę. Data nie jest ściśle określona, zależy to jednak od warunków pogodowych, ale początek grudnia brzmi dobrze. Dziś, gdy piszę ten artykuł, wiem że będziemy celować w czwartek, 6 grudnia, czyli Mikołajki. Święta spędzimy na wodzie, Nowy Rok będziemy już witać na Karaibach.

Przygotowania

Gdy zawieramy oficjalny kontrakt, przełączam się na tryb działanie. Szykujemy listę zadań, rozmawiamy o tym, co lubimy jeść, spędzamy też razem coraz więcej czasu. Okazuje się, że moi współtowarzysze potrzebują jednak odrobiny motywacji, ale powoli wszystko posuwa się do przodu. O pracach na łodzi, na co zwrócić uwagę na jachcie, którym zamierzamy przepłynąć Atlantyk już wkrótce.

Jedno z moich pierwszych zadań. Naprawa siatki ochronnej i hamak na owoce.
Owoce i warzywa w hamaku pod panelem słonecznym powinny wytrzymać około 10 dni.

Ps. Dzień trzeci. I tylko szkoda, że to tak szybko, bo przecież chciałam opisać wszystkie stany emocjonalne, które przechodzą jachtostopowicze. Od przerażenia, przez znudzenie i rezygnację, aż po euforię ze znalezienia idealnej załogi i łódki. Trudno, następnym razem. Na razie mam przynajmniej czas na wysyłanie kartek.

Nadal analogowa ja. Wysyłam je z różnych miejsc, tylko trzeba dołożyć się na znaczek 🙂
FacebookEmail

2 thoughts on “Jachtostop – w portowej pralni

  1. Podziwiam i zazdraszczam czeka Cie super przygoda !!!
    Twoja podroz wnosi powiew swiezosci do szarej codziennosi zycia
    Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *