
A jednak Atlantyk. Właśnie dopłynęliśmy do Las Palmas na Gran Canarii. Tego samego Las Palmas, z którego dwa lata temu wyruszałam na swój pierwszy Oceaniczny Rejs ⛵️

Gdybym była swoim terapeutą, przepisałabym sobie rejsy przynajmniej raz w roku. Na nocnych wachtach, przy pełni księżyca, wszelkie sprawy rozwiązują się praktycznie same ? Co prawda w tym roku przekroczyłam już limit, ale przecież za chwilę zaczyna się nowy ? I w tym Nowym postanowiłam przepłynąć Atlantyk raz jeszcze. Tym razem w zamian za kurs nurkowania. Taka wymiana doświadczeń. Nick i Jasmine zamienili dom w Oklahomie na katamaran Lagoon42, chcą przeprawić go przez Ocean i pływać po Karaibach, w poszukiwaniu najlepszych miejsc do podwodnych eksploracji. Ponieważ tak głęboko mnie jeszcze nie było, nie mam wyjścia i płynę ??♀️?

Tym razem, obiecałam sobie, że przepłynę ten Atlantyk bardziej świadomie. Pierwszy raz dołączyłam właściwie na gotowe. Udało mi się co prawda wziąć udział w aprowizacji, czyli przemycić trochę makaronu i ziemniaków na francuską łajbę 🙂 Albo fasolę w puszce i owsiankę, które później uratowały nam życie, gdy w 2/3 trasy skończył nam się gaz.

Pakowanie ciągnie się w nieskończoność. Już wiem, jak będzie wyglądało nasze płynięcie. Już wiem, ile godzin będę mogła znów siedzieć, czytać, słuchać, pisać, nie robić nic, tylko pogrążać się w w myślach… cieszy mnie ta perspektywa.

Lubię ten stan. Te maksymalne 80% pracy mojego mózgu, które mi w zupełności wystarcza. Po co mi więcej? Niech sobie reszta odpocznie. Gdzie jest to pozostałe 20% podczas rejsu, nie wiem. Ale ciekawe jest uczucie, gdy znów do mnie na lądzie wraca 🙂
