
Miasteczko Ushuaia na Ziemi Ognistej, czyli dalej zamieszkać nie mogłam. Chociaż o to, które miasto powinno nosić miano tego najdalej wysuniętego na południe, od lat spierają się Chile (Puerto Williams) i Argentyna (Ushuaia).


Ostatecznie dotarłam i tutaj, gdzie czuć moc z gór i dzikiego Oceanu. Moi przyjaciele są podobno 14 000 kilometrów ode mnie, ale i tak cały czas czuję ich wsparcie. Wiem, że zdjęcia są radosne i ładne, ale to wszystko nie byłoby takie kolorowe, gdyby nie osoby, z którymi mogę się tym dzielić 🙂

I stąd wysyłam wszystkim świąteczne życzenia, a w Nowym 2020 roku jestem dokładnie tu, gdzie chciałam być. Leżę w łóżku, z książką i kawę w swoim nowym M4.


Poza tym dokładnie w dniu, w którym się wprowadziłam dostaję twardy orzech do zgryzienia. Zamiast Antarktydy: Przylądek Horn, Fjorfy Patagonii, Cieśnina Magellana i Urugwaj. W rejsie z polską załogą Chief One.
Znalazłam też tymczasową pracę: pomagam pakować sprzęt w wypożyczalni ekwipunku na Antarktydę. W tak zwanym międzyczasie organizuję też sobie ciepłe ciuchy na rejs.
Ponownie wrócę do swojego domu dopiero w lutym…

Tu mieszkam. Tu biegam. I tu piję yerba mate, czyli spokojne życie Ziemianki na końcu świata…